18 listopada 2016

Kiedy pytają mnie...


Cisza rozstąpiła się jak kurtyna, 
ukazując kamienie, graty i skorupy,
całe rumowisko 
mojego rozbitego życia.
A potem na dalekim horyzoncie tej wizji 
wyrosła ogromna fala,
zalała to wszystko,
zagarnęła mnie i porwała w otchłań snu.


"Kiedy pytają mnie..." - cytując żartobliwie klasyka - dlaczego to, co piszę, jest pozbawione radości, odpowiadam: jestem chodzącym moralnym kacem, skrywającym się pod Szklanym kloszem. Mówią, że na co dzień się uśmiecham, a potem siadam przed komputerem i wylewam swoje 'gorzkie żale' właśnie tu. I tak, uważam, że to jest najlepsze miejsce na to - nie wszyscy muszą żyć w mojej aurze 'no happiness'. 

W głębi duszy śmieję się trochę z tego, że tak jest to odbierane. Ostatnio nawet M. powiedziała, że miała świetny humor - aż weszła na mojego smutnego bloga licząc na... w sumie nie wiem na co. A uwierzcie na słowo, że ostatni wpis był jednym z bardziej optymistycznych!
I to nie jest tak, że ja jestem ciągle skupiona na swoim wewnętrznym moralnym kacu. Czasami po prostu - jak KAŻDY, absolutnie K A Ż D Y - mam chwile, kiedy 'myślę za dużo'... Moja specyfika jest taka, że albo wygadam się S., albo zamknę swoje wewnętrzne rozdarcie w kilku żołnierskich słowach właśnie tu. Jeden wyrzuci z siebie całą żałość w jakiś typowy dla siebie sposób, a drugi - zachowa dla siebie, zamknie, kotłując w swojej głowie miliony myśli. Potwierdzone info - jak to mówią. Ile razy odebrałeś telefon od kogoś, kto po prostu potrzebował pomilczeć z tobą wiedząc, że jest to dla niego swoistym katharsis? Ja mnóstwo. I cieszę się, że jeszcze ktoś chce ze mną pomilczeć... albo ponarzekać... albo po prostu mówić - o wszystkim, o niczym, dla siebie, od serca. Pozdrawiam A. Komunikat dla ciebie w podziękowaniu za 'bycie' mimo wszystko i zawsze. I ja też jestem, don't forget.

Dobra, koniec narzekania na dziś. Jest 04:17. Czekam na S. - za dwie godziny wróci z pracy, usiądzie przy mnie, przytuli się i błogo zaśnie. Dziś na niego zaczekam. I nie mogę się doczekać. Wstanie o dwunastej - chociaż, znając mnie, moje krzątanie zbudzi go przynajmniej pięć razy. Chyba że zmusi mnie do snu. Nie, nie jestem śpiąca. Chorowałam trochę. Wyspałam się wtedy. Potrafiłam spać nawet czternaście godzin. Z przerwami na kichanie, kaszel i aspirynę. Już jest dobrze. Minęło jedenaście dni mojego szczęścia. Jak się czuję? Dobrze. Jeszcze nic nie widać, ale podobno nie potrwa to długo. Mówią, że może tylko rok, a może nawet krócej. Zobaczymy. Przyzwyczaiłam się do obcego ciała na moich zębach. Nie narzekam na ból - pierwsze dwa dni były ciężkie, ale... mitem jest, że trzeba przerzucać się na jakieś diety, bo nie można jeść. Bynajmniej. Jem niemal wszystko - mniamki, przypomniał mi się przepis na zapiekankę brokułowo-szpinakowo-kurczakową K. Chyba K. Eh... wczoraj narobiliśmy jedzenia na dwa dni. Może w niedzielę zrobię takie pyszoty. S. znowu będzie poza domem, pobuszuję w kuchni - nie przeczyta, na bank - i zrobię niespodziankę. Chyba że przeczyta. Ups. No nic, najwyżej pomoże. Lubi pomagać, chociaż jest małym leniem. Ja też jestem leniem. Najważniejsze, to zdawać sobie z tego sprawę i akceptować.
Uciekam. 

Mam nadzieję, że nie było tak pesymistycznie tym razem - co, M.? :)


Żadna wiara, nawet wiara katolicka,
nie jest w stanie wypełnić człowiekowi całego życia.
Żeby nie wiem jak długo klęczał i modlił się,
to i tak musi jeść trzy posiłki dziennie, 
musi pracować i
żyć wśród innych ludzi.


Polecam książkę Sylvii Plath - Szklany klosz. 
Po wielokroć do niej wracam. Połykam ją w kilka godzin. I zawsze czuję to samo rozluźnienie. Jest błogo. Trafia do mnie. 


Żeby tradycji stało się... 









& wróciłam do tego...



1 komentarz:

  1. M. się podoba, jak zawsze :) I czuję optymizm! Po prostu nie mogłam zrozumieć pewnych spraw, ale po rozmowie z Tobą już wiem, po co, jak i dlaczego jest tu jak jest. I jest autentycznie, a to najważniejsze ;*

    OdpowiedzUsuń