26 lutego 2013

Na którymś z postojów zostawiliśmy sens.

I gdyby jej nie zależało, teraz nie przejmowałaby się tym, że właśnie w tej chwili, obok niego siedzi dziewczyna tak bardzo podobna do niej samej...

Dobre wieści rozchodzą się szybko. Te gorsze - jeszcze szybciej. Szczyt osiąga się wtedy, gdy te informacje dotyczą kogoś lub czegoś, co kiedyś było twoją nierozłączną cząstką. Fakt, że ten element już nie jest tak bardzo istotny ... wcale nie pomaga, bo jednak pieprzony "sentyment".

Nie o tym dziś.


Jakieś coś w środku zmusza mnie, żeby wypisać tu wszystko, co we mnie siedzi. Z drugiej strony wrodzona powściągliwość radzi, aby tego nie robić. Bywa tak, że nie wiemy, co czynić. Właśnie jest ten moment. 

Cholernie brak mi tego czegoś, co jest mi takie bliskie, albo raczej do niedawna było. Nie wiem, czy pospieszyłam się ze słowami, które (być może niestety) padły z moich ust... czy w ogóle powinnam to zrobić. Dylemat w tej kwestii towarzyszy mi od niecałych dwóch tygodni, kiedy w jednej sekundzie moje życie nabrało lepszych, cieplejszych barw. Potem - było gorzej. Kręte schody donikąd. I te słowa, które bolały aż tak bardzo. Jednak bardziej od tych wypowiedzianych zdań, uczynionych gestów - boli obojętność. Obojętność - absolutnie dająca znać o sobie na każdym kroku. Teraz nie wiem, czy bardziej wierzyć ludziom w to, co mówią, czy żyć chwilą i zwracać uwagę na to, co robią? Z jednej strony można robić dużo, ale przepaść, która dzieli dwa światy, jest tak wielka, że nie słyszy się słów wypowiadanych, a nawet wykrzyczanych po tej drugiej stronie. W sumie można też składać deklaracje, obietnice - a nie zrobić nic, by doszło do ich realizacji...

U mnie jest to dość prymitywne. Teoretycznie jest w porządku, szczęście, uśmiech na każdym kroku... W praktyce... ah, szkoda gadać.


I tak jesteś całym moim sercem.

A do posłuchania na dziś, takie cudeńko dla was...




"Przestaliśmy się i kłócić, i godzić.
Za wiele razy strzępiliśmy już na siebie język.
W trzecim mieszkaniu, w nocy, słyszałem twój płacz zza ściany.
Po raz pierwszy nie poszedłem tam, by cię pocieszyć.
Kiedyś umiałem, gdy spałaś, wykleić twój cały pokój
kartkami z napisanymi zdaniami: „jesteś cudem”.
Parę lat później stałem z tobą w przedpokoju z rzeczami-
-ostatni raz tuląc Cię tak, że mogłem zedrzeć z ciebie skórę..."

Swoją drogą - popijam czekoladowe cappuccino, zajadam ostatnie moje "uchowane" słodycze, narzekam, filozofuję, mądrzę się... A to wszystko po to, aby uniknąć nauki na jutrzejszy sprawdzian z chemii. Kocham chemię, ale nie dziś.

Zatęskniło się.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz