18 lutego 2013

Keep calm, smile and say: fuck you.

Moje stanowisko wobec pewnych spraw - od kilku lat ulega ciągłym zmianom. I chyba im jestem starsza, tym bardziej krytycznie podchodzę do pewnych kwestii... Często pastwię się nad tymi tematami, ostatecznie potwierdzając postawioną tezę. Hm...


Wiecie... poniedziałki nie są złe, o ile rozpoczyna się je w odpowiedni sposób. Napędzasz sam siebie. Pozytywny uśmiech drugiej osoby jest takim czujnikiem uruchamiającym dobry humor. Godziny upływają, a poczucie szczęścia ulatnia się z każdą sekundą. apogeum wytrzymałości osiągasz w momencie, kiedy dzieje się coś, co ewidentnie rozkłada cię na łopatki. Łzy w oczach. I tak zakończmy poniedziałek.



ja - No bo się spojrzał!
Ola - Alicja, nie wszyscy muszą się na ciebie patrzeć!
kolega 'pielgrzym'  - Ale ja patrzę!


Z każdym dniem dochodzę do przerażających wniosków. Wniosków, które mimowolnie wprowadzają mnie w stan zażenowania i samokrytyki. Włącza mi się także "hejter". Nie jest to zbyt miłe, ale przynajmniej nie reaguję agresją. Co prawda - gadam dużo i często bezsensu, aczkolwiek pomaga. To jedyne lekarstwo, które działa stu procentowo.


I szczerze ... to mam to wszystko gdzieś. Już mi nie zależy. Już mam dość tego częstego biegania i martwienia się o czyjeś cztery litery. I cholera jasna - pieprzę tę gonitwę. 
Pieprzę to, że cały czas muszę o coś walczyć. Stop. Wystarczy.


2 komentarze: