15 lutego 2013

"Bo przecież nikt nie obiecywał nam, że będzie łatwo..."

W głośnikach Eminem - Beautiful. Katuję. Raj. Wena? Nie wiem. Raczej za dużo powiedziane. Dziś obiecane, wspomniane nieco wcześniej: "rozkminy" o ... niewykorzystanych szansach. Impuls.



Ile razy zdarzyło ci się mówić do samego siebie: ale ze mnie idiota; jaki jestem głupi etc? Czy nigdy nie  zastanawiałeś się nad tym, ile błędów popełniasz? Nigdy nie przeszła ci przez myśl refleksja nad samym sobą, nad zwykłą ludzką głupotą? Jeśli żadne z tych trzech pytań retorycznych do ciebie nie trafia - wyłącz stronę. Stawiam, że i tak nie zrozumiesz dalszej części tekstu. PS. Nie żebym podważała czyjąkolwiek inteligencję... po prostu. Nie śmiałabym. 



Cholernie odczuwamy na własnej skórze efekty naszych przeoczeń i fobii przed zrobieniem czegoś, co - w teorii - powinno przynieść nam szczęście. Szczególnie boli, gdy szansa jest "jedna na milion" ("Ty jedna na milion na na na na na" taki przerywnik muzyczny, haha), a my, niczego nieświadomi - po prostu wypuszczamy to z rąk, dajemy wolność, jednocześnie siebie zamykając w klatce i wyrzucając kluczyk - nie pozwalając nikomu do nas dotrzeć. I chyba tak jest, że coraz częściej ludzie, którzy żałują błędów przeszłości, zmarnowanych prób... stają do walki z samym sobą, poddając się walkowerem. Twoje własne sumienie przegrywa z chęcią wyjścia z tego pieprzonego dołka, stanowiącego dla ciebie barierę nie do przeskoczenia. I gdyby rzeczywiście tak było, gdyby każdy, kto coś kiedyś przegrał, poddawał się od razu - te ponad 7 miliardów istnień żyłoby w ciągłej depresji, kształtując i płodząc głupie, bezmózgie społeczeństwo. Dlatego warto walczyć - mimo niepowodzeń i przede wszystkim dla poczucia własnej samorealizacji. Wiadomo, że jest ciężko. "Bo przecież nikt nie obiecywał nam, że będzie łatwo..."

Samo życie to pasmo niepowodzeń i klęsk - ale też złoże szczęścia, do którego ( po prostu! ) trzeba się dokopać. Gdybyśmy obstawiali, że wszystko przyjdzie samo - haha - zatrzymalibyśmy się w rozwoju, mniej więcej na poziomie "praludzi", którzy ( jednak! ) do czegoś dążyli. Może nie mieli tak wykształconych ciał, a przede wszystkim mózgów - ale mieli coś, czego nam brakuje dziś: wolność, czas, chęć do życia, motywację. Dziś jedynym motorem napędowym dla młodzieży jest: "zakuć, zaliczyć, zapomnieć". God, why? Ale wracając do meritum, nie chcę nawiązywać do treści typowo szkolnych. Raczej emocjonalnie podchodzę do tego tematu. Nie wiem od czego zależy nasza odwaga przy podejmowaniu pewnych decyzji. Jedni są odważni zawsze, drudzy - z wyboru, trzeci: w ogóle. Wobec czego, co jest czynnikiem, odpalającym mechanizm: ZRÓB TO? Jedno jest pewne. Częściej decydujemy się na pokonanie tej przepaści, ostateczne zaryzykowanie - tylko dlatego, że nam po prostu ZALEŻY  - na sprawie, ludziach, nawet na samym sobie ( zdrowy egoizm wskazany ). Szczęście, jakie otrzymujemy w zamian za podjęcie dobrej decyzji, nie zmarnowanie szansy i uzyskanie ewentualnych korzyści, czyli skutki uboczne - jest bezcenne. 


Bo jak powiedziała kiedyś p. Maria Seweryn (polska aktorka i reżyserka - raczej w niewielkim stopniu kojarzona) w wywiadzie dla "Gali" w 2004 roku:


"Ale do dorosłości jeszcze mi daleko. Wciąż skręcam gdzieś w bok, robię rzeczy, których nie powinnam próbować, ale coś mnie ciągnie. Zatracam się, popełniam błąd i wracam. Ale chyba lepiej zrobić błąd i żałować, niż żałować, że się czegoś nie spróbowało."




 "Nobody asked for life to deal us
with these bullshit hands we’re dealt.
We gotta take these cards ourselves
and flip them don’t expect no help..."

Cześć, mogę Cię zjeść? :*



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz