"Lalka" jakoś nie powala fabułą, wręcz jej początek wprowadza mnie w stan panicznej potrzeby snu. To coś, jak czytanie mojego obecnego podręcznika do historii, albo gorzej - fizyki. Tyle, o ile historia mi wchodzi do głowy, o tyle fizyka - ani grama. Chyba zacznę płakać, bo czeka mnie życie bezrobotnej humanistki... Przeraża mnie przyszłość. To pewne.
- W czwartek wyjazd, więc nieprędko będzie można się mnie tu spodziewać, bo z tego, co wiem, dostęp do internetu na miejscu jest znikomy. Może przyda mi się taki oddech, uwolnienie od tego pieprzonego syfu, który wokół mnie samoistnie się stworzył. Że tak powiem - nie miałam na to wpływu. Ale jak już zrobiliście ten burdel, to teraz ... mi przyszło go sprzątać, ha.
Coraz częściej sięgam do szkicownika, by nabazgrać jakieś kilka kresek, kropek. Niczym alfabet Morse'a. Wraz z nierozłącznym kompanem - Panem Kakałkiem, moim nowym przyjacielem - Panem Ołówkiem i moimi starymi, ale jakże cudownymi - "Babcinymi Skarpetami" - siedzę sobie, wyjmuję co rusz jakąś nową kartkę, piszę, maluję, bazgram, mażę, rwę, gniotę - i borykam się z problemem dziwnych, ale jakże artystycznych plam na skończonych rysunkach - naturalnie wytworzonych przez mój kochany kubek z Mickey Mouse, wraz z zawartością wyżej wymienionego Pana K. To dziwne, że każda "prac" (o ile to coś, co jest moim tworem - można tak nazwać...) jest dla mnie tak sentymentalna i tak autentycznie ważna, że nie jestem w stanie nawet - mimo wielu niedoskonałości, (i bardzo dobrze o tym wiem, że się nie udała, jest po prostu chujowa...) wyrzucić jej do kosza.
Często rysuję jedną kreskę, dwie, trzy - i wiem, iż nie osiągnę tego, czego pragnę. To jest jak z czytaniem książki: jeśli początek niespecjalnie Cię porusza, a wręcz usypia - odłóż, przemyśl, czy aby jest sens dalej katować biedne strony jakiegoś sztywno ułożonego brulionu, który teoretycznie miał sprawić, że poczujesz się lepiej. Nie czytajmy książek z przymusu! Nie podchodźmy do lektur szkolnych jak do czegoś, co jest nam narzucone z góry. Jeśli lubisz czytać - z trudem, ale przeczytasz nawet jakieś bardzo nijakie ścierwo. OPS. Albo nie... po prostu niektóre książki naprawdę są beznadziejne. Rozumiem. Niejedną taką "udało mi się zaliczyć". Nie żałuję. Przynajmniej doceniam inne, bardziej ciekawe, według mnie, perełki. Taka dygresja.
- Mam dość, że za każdym razem, kiedy rzekomo twierdzisz, że pan X to przeszłość, wystarczy jego jedno pier****** słowo, a ty ku*** biegniesz na złamanie karku. Sorry, ale tyle razy, ile on już zawiódł, to jakiś cyrk. A ty po raz kolejny mu pokazujesz, że może robić, co tylko chce i mu wybaczysz…
- Przeszłość, przeszłość. Wiem, że tak mówię. WIEM. Wiem także, że nigdy mu nie wybaczę tego, jak się zachował. Wiem też, że to, co zrobił, to cyrk. Ale nie muszę mieć wroga. Nie polecę do niego na skrzydełkach, nie tym razem. On pierwszy rękę wyciąga z przeprosinami.
- Ostatnio też tak mówiłaś. I co? Nic się nie zmieniło. To jakaś „Moda na sukces”, albo jakiś żart. Inaczej tego nazwać się nie da…
Takie tam, starocie - znalazłam. Chryste. Chyba czas do tego wrócić...
"Tęsknię, choć wiem - nie powinienem.
Zostałem sam jak stoję...
z rozsznurowanymi butami
mam pełen słoik słonych wspomnień o Tobie..."
"Lalka" chyba jedyną lektura, która mi się w tym roku naprawdę spodobała. Babcine skarpety coś co kocham... moja grossmuter ma wielki talent w tym kierunku. A.
OdpowiedzUsuńLiczę, że jakoś przekonam się do artyzmu Prusa. ;)
Usuńpokaż więcej rysunków ! ;)
OdpowiedzUsuńbrzydkie są ;/
Usuń