Nie pozostaje mi nic, poza wspomnieniem o szczęściu.
Czasami po prostu nie warto.
Nie wiem kim jesteś. Nie wiem, czemu to czytasz. Nie wiem o tobie nic. A ty, czytając każde kolejne słowo, które tu piszę, odkrywasz część mnie. Taką część, która być może zostanie skrytykowana. Istnieje również prawdopodobieństwo, że utożsamisz się z tym... utożsamisz się ze mną.
Wiesz jaki jest mój fenomen? Nie myślę nad tym, co piszę. To wychodzi samo z siebie. Prawdą jest, że czasami muszę się zatrzymać, rozważyć, czy to, co piszę, nie przekracza pewnej granicy, którą sobie ustaliłam przed założeniem bloga. Gdybyś cofnął się wstecz, na pewno zauważyłbyś, że pewne rzeczy napisane przeze mnie, wprowadzają cię w pewien świat...być może bardzo podobny do twojego, a być może właśnie tak bardzo odległy od tego, w którym żyjesz. Nie wiem... Tak trudno jest trafić do ludzi. Tak trudno jest ich zrozumieć, poznać i zaakceptować. Akceptacja to zapoznanie się i dobrowolne przyswojenie do siebie wad i zalet danej osoby. Czy tylko? A co, jeśli owa akceptacja powoduje dalsze następstwa? Koleżeństwo, przyjaźń, miłość? To przykre, ale tak bardzo chciałabym wyzbyć się tej pieprzonej umiejętności.
Coś takiego na wieczór. Bardzo mnie nastraja.
A i coś, co ostatnio odkryłam w starych folderach z muzyką. Tak fajnie jest wracać do przeszłości... Tak fajnie jest wrócić do tych lepszych wspomnień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz