15 czerwca 2013

Związki i inne niepotrzebne rzeczy.

Ten tydzień, znowu okazał się być baaardzo pracowitym. Ciągle brakuje mi chwili wytchnienia, sekundy, kiedy będę czuła się tak wspaniale, że nikt i nic nie będzie mogło tego zepsuć. Chyba potrzebuję trochę jeszcze czasu, by znaleźć swój mały raj. Chyba na pewno.


Ostatnio, a właściwie, to wczoraj - grupką znajomych wybraliśmy się na małe podsumowanie współpracy, oraz - przy okazji - świętowanie osiemnastki A. Tak w ogóle, to jeszcze raz wszystkiego, wszystkiego najlepszego! Oczywiście, jak to zazwyczaj bywa, i tym razem poruszone zostały tematy światopoglądowe, moralistyczne także -śmiałabym powiedzieć. A wszystko zaczęło się od "historii życia O.". Suma sumarum dotarliśmy do słowa "związek" - i tu nastąpiło starcie dwóch światów: idealistów i realistów. Ja, z racji poglądów, zaszuladkowałam siebie w gronie drugich.

Realiści sugerowali, że związki, tak naprawdę, nie są nikomu do szczęścia potrzebne, samo słowo "związek" nie jest niczym pozytywnym, jest zbędne. Ci drudzy natomiast uważali, że skoro to określenie jest niepotrzebne, to dlaczego także używamy sformułowania "przyjaźń"? Długo nad tym myślałam po powrocie do domu. Moje zdanie jednak nie uległo zmianie.


Uważam, że jeśli czujemy przynależność do drugiego człowieka, zaangażowanie względem tej osoby, to tak naprawdę nie jest nam potrzebna deklaracja, czy jakiekolwiek poświadczenie o swoich uczuciach. Nikt przecież nie może mieć kogoś na własność - jak "rzecz". To samo tyczy się wszelakich ślubów. Osobiście ... tego nie potrzebuję, nie chcę. 


Trochę napiszę jeszcze o tym później, kiedy już w pełni będę umiała skupić swoją uwagę na jednej, a nie na pięćdziesiąciu rzeczach na raz.


"Trzeba to przeżyć, jakby jutra miało nie być..."

Zapowiedź maleńka:



Sprzedaaaaaaam dużo rzeczy: 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz