Mam wrażenie, że słowa odbijają się od ludzi, jak od ściany. Można do nich strzelać z pistoletu - a oni ... żadnej reakcji. Jeszcze głupkowate pytania sarkastyczne, na każde wypowiedziane do nich zdanie, jako ich domniemana odpowiedź. Czasami po prostu mam ochotę pieprznąć ich w te puste łby, bez krzty jakiegokolwiek myślenia. Aczkolwiek moje ograniczenia fizyczne i wrodzona powściągliwość, raczej pozwalają mi się wyzbyć negatywnych emocji, a także agresji. Wziąć oddech, policzyć do dziesięciu, przełknąć to, co ślina na język przyniesie... ostatecznie powstrzymać się od powiedzenia czegokolwiek. Całe szczęście!
Ostatnie wydarzenia w moim życiu nabierają całkiem ciepłych barw - pomimo zimnej aury dookoła. Mogłoby być lepiej, bo idealnie nie jest. To pewne. Szanse na osiągnięcie szczytów moich pragnień jeszcze w tym roku, który z dnia na dzień zbliża się do swojego końca, są znikome... Chyba że w końcu przełamię swoje słabości, lęki i fobie, pokonam niskie poczucie wartości - i zadziałam. Zadziałam tak, żeby nareszcie było dobrze. Było tak, jak ja tego chcę, nie jak oczekują tego ode mnie inni. Ci, którym to będzie w jakiś sposób przeszkadzało, czy też wadziło... mają problem. Nie w mojej kwestii leży to, jakie zdanie macie na dany temat. I cholernie jest mi z tym faktem dobrze. Cholernie!
Od wczoraj męczy mnie katarzysko, które żyć mi nie daje. Mój głos brzmi niczym mowa sepleniącego chińczyka starającego się mówić po niemiecku. Także możecie sobie to tylko wyobrazić. Choróbsko powraca, ale walczymy! Do niedzieli się kuruję. A na ten właśnie dzień mamy z O. ambitne plany. Od samego rana biegamy, załatwiamy, poprawiamy sobie humor i marzniemy. Zapowiada się ciekawie! Apsik!
A tu takie coś, co obecnie jest moim lekarstwem na wszystko.
PS. Boli mnie serduszko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz