Połowa miesiąca, a ja nie czuję, że żyję. Naprawdę. Jedyne, co trzyma mnie przy życiu, to ludzie, którzy tak bardzo umilają mi czas. Nawet nie wiem, jak Wam dziękować. Począwszy od kilkugodzinnych rozmów na gadu, poprzez spacery, rozmowy telefoniczne, smsy, pogadanki w szkole. Bywają momenty, kiedy po prostu się rozklejam i nic nie jest w stanie tego opanować - a dzięki tym ludziom... na mojej mordce pojawia się uśmiech, który trwa, aż do następnego dnia. Trzeba dawkować szczęście. Oby odpowiednio i odpowiedzialnie.
Jeśli chodzi o całą resztę - to jest naprawdę dobrze. Poukładałam kilka spraw. Staram się być w porządku wobec ludzi, wobec siebie. Przede wszystkim zmieniam nastawienie - a to ogromny plus. A od pewnego czasu mam wrażenie, że to, co się dzieje, to jakiś sen. Sen, którego nie mogę przerwać... Pozytywnie, rzecz jasna. Chociaż jak zawsze, jest druga strona medalu. "Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś..."
Jestem w trakcie czytania książki "Cierpienia młodego Wertera"... i ot cytat na dziś:
"Czemu do ciebie nie piszę? Pytasz o to, a jesteś przecie też jednym z uczonych. Powinieneś zgadnąć, że mam się dobrze i wprawdzie... - Słowem, zawiązałem znajomość, która bliżej obchodzi me serce. Znajomość... nie wiem."
Idealnie do obecnego stanu.
Jeśli chodzi o dzisiejsze popołudnie, to awesome :D
"Przede mną tłum - wśród tych ludzi, tylko jednej powiedz, że już wszystko zależy ode mnie..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz