
Pewne sprawy czekać nie mogą. Mimo że cholernie trudno jest podjąć ostateczną decyzję... czasami trzeba. Trzeba przełamać tę barierę i w końcu zacząć żyć według własnych przekonań, nie licząc się ze zdaniem tych, którzy tak niewiele dobrego wnoszą do naszego życia. I to jest recepta na szczęście.
Kiedyś "ktoś" powiedział mi, że: "Najważniejsze to być przy kimś, nawet gdy ta osoba tego nie potrzebuje." - w tle, dla uroku leciała z głośnika telefonowego Marley'owa: "One love". Sens tych słów (bo nie do końca tak brzmiało to zdanie) siedzi w mojej głowie do dziś. Krąży gdzieś między codziennymi szkolnymi myślami, a między tymi momentami, kiedy jedyną rzeczą, której potrzebujesz jest paczka chusteczek higienicznych na otarcie rozmazanego makijażu - w przypadku kobiet - lub w celu ukrycia słabości - w przypadku mężczyzn. Każda łza buduje naszą siłę, samozaparcie w dążeniu do swojego wyznaczonego Mount Everestu, wiarę, że to, co najlepsze, tak naprawdę jeszcze przed nami - i jest swoistą cegłą, dzięki której powstanie nasz własny dom. Dom wyposażony tylko w nasze osobiste szczęście. A klucze do niego będą tylko jedne. Twoje.
Po raz pierwszy w tym roku, dziś, mam ochotę zamknąć pokój, zastawić meblami drzwi, zamknąć oczy, schować głowę w poduszkę i rozryczeć się jak małe dziecko. Cholernie boli.
"Z tamtą rozstałem się tak jakoś dziwnie. Zgubiłem się jak pies.
Nie przejąłem się. Nie szukała mnie i ja jej nie też [...]
Kochałem ją, lecz było za wcześnie by mówić.
Później za późno, tutaj mogę to z siebie wyrzucić.
Zły moment i okoliczności wszystkie.
Rozstaliśmy się tak jakoś, kurwa, dziwnie..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz