
Ażeby tradycji stało się zadość - od kilku dni praktycznie nie wychodzę z kuchni. Tradycyjnie już zajmuję się rybką i słodkościami - oraz przekąskami. W tym roku postanowiłam połączyć standardy z czymś, co niedawno skradło moje serce. Czyli zrobiłam rybkę po grecku (jak co roku), szarlotkę, murzynka, no i newsem w moim wykonaniu były świąteczne muffinki i szaszłyki grillowane (w dwu opcjach: z pomidorami i bez - wiadomka dlaczego). O dziwo nie było żadnej wtopy, żadnego zakalca, żadnego przypalenia czegokolwiek. "Wszystko na tip-top!" - haha. Idealnie!
Prezenty mega! Mikołaju - dziękuję! ;*
A tak naprawdę, to najcudowniejszym prezentem była obecność moich najbliższych. Naprawdę. Dawno tak świetnie się nie czułam, a tu proszę - cudowna niespodzianka z okazji Świąt. Happy Christmas.
Chyba tylko dwóch rzeczy mi brakowało. A raczej dwóch osób, które do tej pory stanowiły jakąś niepodważalną część mojego życia - a przez ich nieobecność, chociażby mentalną, magia prysła. Najgorzej odczułam to w nocy, kiedy po długich rozważaniach, doszłam do wniosku, że w każdym rokiem osoby przychodzą i odchodzą - bez słowa. To bolało najbardziej.
Spać poszłam o godzinie piątej nad ranem, wstałam o dziewiątej. Można sobie wyobrazić, jak wyglądam..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz