Zacne podsumowanie dnia wczorajszego. Chyba wręcz najlepsze.
Myślami krążę gdzieś pomiędzy tym, co wiem, a tym, co czuję. I jest mi z tym cholernie trudno. Mimo wszystko - jakaś tam niepodważalna cząstka mojego życia ... rozpadła się na kilka kawałków - cztery kawałki. I aby je teraz skleić, potrzeba nie tyle budulców, co czasu. Boli. Masakra.
W sumie mogłabym zamknąć się w swoim pokoju i nie pozwolić nikomu do niego wejść. Tylko po co? Bić się z myślami, ze wszystkim, co sprawia, że całość twojego jestestwa jest niczym? Chore, chore, chore. Próbuję...
Całość mojego złego, podłego, paskudnego, okropnego humoru, to zlepek wszystkich negatywnych emocji z kilku dni. Dni, które zapowiadały się pięknie i cudownie - zakończyły się...jak zwykle. Haha. Jak zwykle? Właśnie niezwykle. Teraz już jest dużo lepiej. Nie zarwałam nocki. Miałam się czym zająć. Przeczytałam książkę, która w dużym stopniu obrazuje moje obecne położenie: "Silna kobieta, w przeciwieństwie do mnie, sentymentalnej, bezużytecznej kobietki - zabawki..."
Tak. Właśnie tak.
Tak to jest, kiedy w jednej chwili zdajesz sobie sprawę, jak bezużyteczną osobą jesteś.
"Nie wiem, jak to się dzieje, że nawet kiedy jakiś facet naprawdę mi się podoba, to po tym, jak spotkam się z nim parę razy, zaczyna się robić męczący. Nie potrafię dłużej udawać, że jestem zainteresowana i w końcu mu mówię, że już nie chcę się spotykać. Zawsze się wtedy denerwują..."
"Jestem sam. Jesteśmy sami oboje.
I zastanawiam się, czy można być samemu... we dwoje..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz